Jak każdy facet zajebiaszczo przepracowuję się na święta... (jak ktoś nie wyczuł ironii, to na pewno facet). Jak tylko uwolniłem się od tych wszystkich obowiązków, wyrwałem się na miasto z aparatem. Załadowałem do samochodu statyw i parasolkę, tak na wszelki wypadek. Szwendałem się po ścisłym centrum bardzo długo szukając kadrów i... Dupa, nic ciekawego. Miałem już zwijać burdel, bo słońce zaszło, chciało mi się siku i nic ciekawego się nie działo, ale zauważyłem ze koleś od saksofonu, któremu wcześniej strzeliłem kilka fotek, znów rozstawia klamoty pod przejściem świdnickim. Polazłem więc do samochodu po resztę zabawek i gdy już się dotarabaniłem na miejsce, grzecznie zapytałem "mogą Ci strzelić kilka fotek?". Dostałem zgodę i zacząłem rozstawiać sprzęcik. Zrobiło się lekkie zamieszanie, bo ludzie nie wiedzieli co to za akcja się kroi. Paweł grał na saksofonie a ja strzelałem focie. Było super. Tyle w tym temacie. Wymieniliśmy się numerami i jak skończę postproces, to wyślę mu kilka gniotów. Teraz wrzucam małą bakstejdżową zajawkę. Do następnego!
ISO 200, f/3.2, 1/180s, 50mm |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz